Reklama jest wszędzie. Pełno jest jej we wszystkich mediach, w internecie, na ulicach. Praktycznie, żeby skutecznie od niej uciec należałoby ukryć się gdzieś na łonie natury i to bez możliwości spotkania bliźniego swego, ponieważ wyłonić się może taki na leśnej ścieżce w czapeczce z emblematem znanej w świecie firmy sportowej i już się zastanawiamy, czy aby nie kupić coś w tej firmie. Oczywiście firma oznakowała swój wyrób, jednak jej logo na ubraniu jest po to, żeby producenta reklamować.
Przy obecnym zalewie informacji, sztuka dotarcia do potencjalnego klienta właśnie z tą jedyną konkretną propozycją wymaga zarówno wiedzy i doświadczenia w dziedzinie „trafiania” jak i intuicji. Żaden szanujący się copywriter nie przysięgnie, że istnieją żelazne i nienaruszalne zasady przy projektowaniu na przykład bannera, bo może się okazać, że białe litery na czarnym tle bardziej przemówią do klienta, chociaż powinno być odwrotnie. Kuszenie klientów propozycją wyrafinowaną w formie, przyciągającą uwagę swoją treścią, to podstawowe elementy sztuki reklamy. Jednak prócz tego jaka treść, w jakiej scenografii przedstawiona jest reklamowa propozycja istotne jest w jaki sposób dociera do odbiorcy. Oglądając film w telewizji doznajemy czasem ataku adrenaliny, gdy w najmniej odpowiednim momencie wcinają nam się spoty reklamowe. Są już urządzenia automatycznie wygaszające sekwencje reklamowe. W Niemczech Sąd Najwyższy nie uznał protestu telewizyjnej stacji RTL i uznał, że produkcja antyreklamowych urządzeń jest absolutnie legalna. Cieszyć się mogą producenci filmowi; coraz częściej praktykowane są umowy z reklamodawcami; gwiazda użyje na planie twoich produktów, więc zamiast za spot zapłać nam.
W sieci internetu jesteśmy permanentnie atakowani reklamami. Termin spam (Stupid Persons Adrestisement) określa przesyłkę do adresata bez jego zgody ani deklaracji chęci otrzymania czegokolwiek pod jakąkolwiek postacią od nadawcy. Nasz adres e-mailowy nadawca wybrał przypadkiem. Przed spamami trudno się obronić, podobnie otrzymujemy niechciane sms-y. Co jakiś czas dzwoni do nas przemiła pani z telekomunikacji namawiając na nowe, korzystne, wygodne dla nas udogodnienia w korzystaniu z telefonu. Oczywiście denerwuje taka natrętna, ingerująca w naszą prywatność reklama, ale nadawca zna psychologię reklamy. Możemy natychmiast wyrzucać niechcianą korespondencję, a jednak logo firmy, czy nazwa produktu gdzieś nam się tam w pamięci kodują. Czujemy się zdegustowani, ale prowokacja swoje robi.
Reklamodawca płaci za bannery, ogłoszenia, spoty, billboardy i masę innych pomysłów licząc na zyski uzyskane dzięki reklamie. Sztuką jest dobrze rozreklamować swój towar albo usługi, wydając jak najmniej pieniędzy. Liczy się jakość, a więc taka reklama, którą naprawdę można degustować, jak smaczny kąsek z talerza na stole. Liczy się też sposób w jaki dotrze (ten reklamodawca) do potencjalnych klientów. Zyski uzyskiwane przez media za udostępnianie miejsca na reklamę nie maleją. Sporo liczących się tytułów gazet w Polsce notuje wzrost zysków. Trudno ocenić zyski uzyskiwane w sieci dzięki witrynom o dużej odwiedzalności. Wiadomo, że wartość elektronicznych zakupów dokonanych w tym roku wzrosła w Polsce dwukrotnie, w porównaniu z pierwszym półroczem ubiegłego roku. Za pośrednictwem Allegro wyniosła ponad 350 milionów złotych. Rośnie więc internetowy rynek, jest o co walczyć, warto zakładać sklepy internetowe, można zarobić na reklamowaniu tych sklepów. Można też zarobić wprowadzając w życie oryginalne formy reklamy, tak żeby nie naruszyć netykiety, czyli etykiety obowiązującej w sieci. Dobrym pomysłem na rozreklamowanie jest prowokowanie. Jeśli wymyślimy scenariusz wydarzenia (w jego centrum będzie uczestniczyć nasza firma), które trafi do mediów i rozśmieszy, oburzy, wywoła dyskusję, to już jest sukces; dobrze zareklamowaliśmy naszą firmę. Jest to sposób nieporównywalnie ciekawszy i oryginalniejszy niż spam.